poniedziałek, 24 lutego 2014
sobota, 22 lutego 2014
Awaria! Jak żyć...?
Wczorajszy dzień zaliczam do bardzo fajnych. Razem z Mamą Basią po lekarzu Ksawcia wybrałyśmy się na spacer, kawę i zakupy. Przyjemnie....
Lekarz. Ksawi waży 11 780 g! Według pedi dosyć dużo, a nawet za dużo przybrał ostatnio, ale sorry, nie będę odchudzać 10 miesięcznego dziecka. Bo po pierwsze, nie tuczę go. Kaszkę je ewentualnie raz dziennie o ile wogóle je. Mleko głównie od Mamusi, owocek i zupa z mięskiem. Żadnych słodyczy rzecz jasna, soków, bo pije tylko wodę, no nic co by trzeba było ograniczać. Taka Jego uroda. Ot co!
Po lekarzu Ksawciowi kupiłyśmy pierwsze w życiu buty. Prawdziwe, skórzane, fajne i porządne. Co prawda na razie nie bardzo chce w nich chodzić, bo to dla Niego ciało obce, ale i tak jestem bardzo zadowolona, że je ma. Byłyśmy też na spacerze i w Arkadii na małych zakupach. Oczywiście Ksawi był w siódmym niebie kiedy został puszczony na plac zabaw dla małych dzieci i mógł sobie popatrzeć jak dzieciaki tam wariują. Lubi takie miejsca. I na szczęście pozwolił Babci na małe szaleństwo - czyli po prostu nie marudził ;)
Z racji cudnej, wiosennej pogody wybrałyśmy się na spacer na Pola Mokotowskie. Ciepełko, ludzie, fajne widoki. Odskocznia od rutyny i codziennych ząbkowskich tras. Niestety w między czasie była awaria. KUPA na horyzoncie!!!! Naturalnie trzeba przebrać dziecko, ale pojawił się pewien problem. Gdzie? Na dworze za zimno. W samochodzie się da, owszem, ale czułam, że lepiej nie ryzykować ;) trzeba gdzieś. Tylko gdzie? Przecież nie wejdę gdziekolwiek np. do Biblioteki Narodowej przy której akurat byłyśmy i nie wywalę na wierzch pupci mojego Szkraba z odpadem śmierdzącym z co najmniej kilku metrów. Poradziłyśmy sobie idąc na kawę do Pubu i tam Pan Kelner uprzejmie udostępnił mi salkę boczną. Fajnie. Nie mniej jednak dało mi to do myślenia. Jak sobie radzić w takiej sytuacji? Latem nie ma problemu teoretycznie. Kocyk, trawka i enter. Ale jesienią, zimą, wiosną? Nie wymagam, żeby w każdym lokalu były przewijaki i pokoje dla matek karmiących (chociaż byłoby miło), ale bardzo brakuje według mnie takich miejsc. W centrach handlowych już ten problem w dużej mierze nie istnieje. Bo pokoje są naprawdę dobrze przystosowane. Mikrofale, podgrzewacze, przewijaki, chusteczki, fotele. Nic więcej nie trzeba. Jednak będąc na spacerze w parku i mając AWARIĘ pojawia się problem. Jak radzić sobie w takiej sytuacji? Marzeniem moim byłyby takie pomieszczenia przy parkach, nawet odpłatne, jakąś symboliczną złotówkę, w których można byłoby bez problemu załatwić podstawowe potrzeby małych dzieci. I nie jest to jakaś burżuazja. To naprawdę są podstawy, o których do tej pory nie myślałam. Zwłaszcza nie mając dziecka człowiek nie zdaje sobie sprawy jak to jest istotne. Bo noworodek czy niemowlak nie poczeka jak znajdziemy odpowiednie miejsce, a i nie w każdej knajpie są do tego warunki. W końcu nie przewinę dziecka komuś kto właśnie konsumuje posiłek. I też nie wystawię piersi. Bo karmię piersią nadal, ale nie uznaję tego w miejscach publicznych. Pamiętam sytuację jak Anna Mucha na stacji benzynowej przewinęła dziecko na stole. Można? Można. Wtedy pomyślałam "gwiazda robi show". Teraz myślę, że takie akcje są potrzebne, żeby odpowiednie osoby, władze dostrzegły, jakie są potrzeby ludzi. I wydaje mi się, że nie są to potrzeby na wyrost. Cóż pozostaje mi tylko czekać albo działać.... hmmmm...
A jak Wy kobiety i mężczyźni radzicie sobie w tego typu ekstremalnych sytuacjach? Jestem bardzo ciekawa :)
Papuga
Szaleństwo. Dwa posty
jeden po drugim? Między jednym pudłem a drugim, spacerem, karmieniem,
zmywaniem, praniem, sprzątaniem, znalazłam chwilę. Co potrafi prawie 10
miesięczne niemowlę? Wiele. Taka sytuacja z pierwszej ręki. Poszliśmy z
Dominikiem zjeść coś do knajpy na dole. Swoją drogą żurek i hamburger z
surówką… mmmm…. Pyszota. Nie o tym jednak. Ksawi rzecz jasna z nami. Ludzie
wkoło to On szczęśliwy, bo wprost przepada za ludźmi. Istota społeczna jak
widać. I Pani kelnerka. Co robi Ksawi? Jakby to był dorosły mężczyzna to bym
rzekła WYRYWA. Spojrzenie prosto w oczy, uśmiech amanta, błysk w oku. No która
by mu się oparła??? Żadna. Pani kelnerka odwzajemniała uśmiechy, a ten wręcz ją
wypatrywał. Nie raz byliśmy z nim knajpie. Kiedyś to był stres dla nas. Czy nie
za dużo bodźców? Za dużo ludzi? Za dużo czasu? Teraz? To zupełnie co innego. To
rozrywka dla niego. Rośnie i dorośleje. Taki człowiek potrafi wiele innych
rzeczy, niż tylko czarować. Potrafi bić brawo, robić papa, naśladuje kaszel jak
usłyszy że ktoś kaszle, potrafi kokietować np. gdy na niego nie patrzę czuję
jego wzrok, a gdy tylko zerknę na niego ten się uśmiecha.
Podpatrzył wczoraj jak
wchodzę na drabinkę i skubany też zaczął wchodzić! Chwila nieuwagi i…. Bacznie
obserwuje nas i stara się robić to samo. Taka mała papuga. Szkoda tylko, że
nauczył się wyjmować zabawki z pudełka, ale w drugą stronę jeszcze nie umie ich
wsadzić z powrotem. Gdy robi mu ktoś buju buju na nodze, to kiedy się go
zdejmie na podłogę nadal skacze, bo chce jeszcze! Wie co to piłeczka i potrafi
ją wziąć spośród wielu innych zabawek. I turlamy do siebie. No i szał - czyli
tany tany. Muzyka i tańcuje kicając kuperkiem. Każdego dnia potrafi coś nowego.
Bardzo szybko się uczy, naśladuje i zapamiętuje. Gdyby mi ktoś powiedział kilka
miesięcy temu, że on tak szybko będzie się rozwijał to bym nie uwierzyła. Ostatnio
zaczął sam chodzić. Po kilka kroczków na dzień. Teraz coraz mocniej
przyspiesza, wstaje sam zupełnie od wczoraj! To dzieje się tak szybko… A czego
nauczył się dzisiaj? Klikania językiem. Nie wiem jak to załapał, ale powtarza.
Fajny już taki człowieczek. I wiem od moich majowych pszczółek, że każde
dziecko potrafi coś innego. Co za tym idzie widać, jak bardzo dzieciaki się
różnią od siebie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)