.post img {max-width:100% !important}

wtorek, 28 kwietnia 2015

Szyszunia







Czujecie już wiosnę? Weekend nas porządnie rozpieścił, przynajmniej magiczna i ciepła sobota. Kocham ten zapach ciepłego, wiosennego wiatru, promienie słońca muskające twarz, widok rozkwitających roślin, budzących się do życia. Magia. W sobotę, gdy tylko zjedliśmy śniadanie, wybyliśmy na wycieczkę do Powsina. Nie wiem czemu lubię to miejsce. Ścieżki między drzewami, dużo zieleni i spokój. Zbieranie szyszek, totalny luz, zabawa na placu zabaw, puszczanie baniek, spacerowanie. Co prawda wszystko w wersji na chwilę, bo Nasz aktywny prawie 2-latek zbyt długo nie usiedzi w miejscu i chce poznawać świat. I to jest zrozumiałe, wszystko jest dla niego nowe, w tym roku już inaczej poznaje niż w zeszłym, teraz więcej rozumie, zapamiętuje, nazywa po swojemu. Za kilka dni będziemy mieć w domu PRAWDZIWEGO dwulatka. Fajny jest ten wiek. Ksawi jest Kochanym dzieckiem. Całuśnym i przytulaśnym. Nawet u Pani doktor podczas badania ciągle mnie całuje :) głaszcze, tuli się, lubi czuć Nas, rodziców, blisko. Bardzo potrzebuje ciepła, głaskania, całowania. To jest wspaniałe. Robi to świadomie, potrafi ni stąd ni zowąd podejść i się przytulić czy pocałować. Mam nadzieję, że jak najdłużej taki będzie, ale wiem już sama jak czas szybko leci. Dopiero co się urodził, a już taki duży Chłopak z Niego. Za kilka lat to koledzy będą numerem jeden, więc korzystam maksymalnie, żeby te chwile celebrować i delektować się nimi.






































niedziela, 26 kwietnia 2015

Kompleks Mamy i Wielkanocna fotorelacja






Czy miewacie kompleksy jako MAMA? W sensie w tematach dotyczących dziecka lub dzieci? Jedzenia, zabawy, wychowania, spędzania czasu, edukacji, zabawek, przyszłości, etc.? Bywa, że przygotowując posiłki myślicie, że może za mało jest tych dobrych produktów, pełnych witamin i wszystkiego co najlepsze? Albo czujecie, że poległyście, bo Wasze dziecko wybiera coś mniej zdrowego zamiast bomby witaminowej? Gdy odmawia zjedzenia owoców, czujecie, że coś poszło nie tak? Albo będąc z dzieckiem w domu, kiedy puszczacie mu bajkę, kolejną w ciągu dnia czujecie, że idziecie na łatwiznę, ale przecież coś trzeba zrobić w domu, ze sobą?

Bo ja tak miewam.

Nie zawsze. Jednak bywa, że kupując dziecku zabawkę analizuję czy aby na pewno ona pozytywnie wpłynie na Jego rozwój. Kiedy opadam z sił, a mój dwulatek daje mi w kość i krzyknę (tak, bywa) czuję, że popełniam błąd i nie powinnam tak się zachowywać. Od razu w głowie mam jakieś artykuły, wypowiedzi różnych osób na temat tego jak wychowywać dziecko.
I kiedy po raz enty popełniam podstawowe błędy siedzę potem i dumam "dlaczego", "jak", "po co". I bywa, że chociaż teorię znam, to jednak świadomie wręcz robię coś, czego ponoć nie powinnam.

Czemu tak jest?

To chyba przez to bombardowanie przez media. Programy w TV, grupy na facebooku, artykuły w gazetach, mądre książki. Wszędzie dostajemy informacje na temat tego, jak wychować w sposób idealny i NAJLEPSZY, idealne i najlepsze dziecko. Przy czym hola hola! Nagle uświadamiam sobie, że IDEALNIE nie zawsze znaczy najlepiej. I tutaj wychodzi ze mnie kobieta, która czasem się gubi i zmienia zdanie. Bo faktycznie chcę, żeby moje dziecko jadło to co najzdrowsze i najlepsze, miało urozmaiconą dietę bogatą w witaminy i najlepsze składniki i faktycznie, gdy daję dziecku lizaka albo kinder jajko miewam wyrzuty sumienia i pretensje do siebie, bo chciałabym żeby zjadł jabłko czy inny owoc. A z trzeciej strony, myślę sobie, że sama jem słodycze i dlaczego moje dziecko ma ich nie spróbować i czasem nie zjeść? Sama uwielbiam słodycze i jako dziecko je jadłam i jakoś żyję i mam się dobrze. Gdy mowa o wychowaniu staram się mieć w głowie, żeby spokojnie rozmawiać z dzieckiem, nie krzyczeć, opanować emocje w sytuacji nerwowej, rozmawiać z nim na spokojnie, ponadto żeby nie puszczać zbyt wiele bajek, rozwijać jego zdolności manualne, wymyślać edukacyjne gry i zabawy, bo dzięki temu wychowam dziecko pełne empatii, potrafiące mówić o swoich uczuciach, dobre i kochane w każdym calu, wychowane bardzo poprawnie, uzdolnione w wielu dziedzinach, takie które bardzo szybko się rozwija i uczy. Ale.... moi rodzice też pracowali i czasem musiałam się sama bawić i oglądałam bajki pamiętam jak dziś na kasecie miałam Flinstonów i Smerfy i inne nagrane bajki Disneya i oglądałam to. I nie uważam, że jestem jakaś nie tego i, że w jakikolwiek sposób moja osoba na tym ucierpiała. I tu pewnie mój mąż uśmiechnie się pod nosem, ale mam mieszane uczucia, bo teoria w głowie mówi mi "nie puszczaj dziecku bajek", z kolei mój brzuch mówi "zjadłbym jakiś ciepły posiłek" a czasami bywa, że będąc z Ksawciem w domu np podczas choroby muszę jakoś ten czas podzielić i faktycznie bywa, że włączam mu bajkę.

Mogłabym tak wymieniać i wymieniać... Pewnie to się nigdy nie zmieni, pewnie zawsze będzie teoria z życiem się kłócić, a ja będę myśleć, że pewnie inne mamy postępują lepiej niż ja. Ale z drugiej strony myślę, że te błędy nie zawsze są takie straszne, bo póki co mam bardzo mądrego dwulatka w domu, szczęśliwego, uśmiechniętego zawsze, zdrowego i chyba to jest najważniejsze. I chyba nie ma jednej ścieżki, którą należy iść, tylko trzeba jakoś wszystko to wypośrodkować i robić czasem to co podpowiada serce i intuicja.

Migawki ze Świąt Wielkiej Nocy. Nasz czas spędzony u Dziadków. W porę prawda? Ostatnio ciężko mi się zebrać w sobie i coś naskrobać, ale ciągle sobie obiecuję, że to się wreszcie zmieni...