O co chodzi? A no o pewną kwestię. Mianowicie. Synio zaczął
charczeć. Jako, że ja troskliwa i przestraszona mamusia po jakimś czasie
wybrałam się do lekarza. A że mamy generalnie swoją Panią Doktor, ale do niej
terminy ho ho albo i jeszcze dalej, to poszliśmy tu u nas. W Ząbkach. Pierwszym
razem Pan mi nie przypadł do gustu. Bo zupełnie wszystko inaczej gadał niż
nasza Doktorka. No ale. Że tak powiem w nosie miałam co gadał. Drugim razem już
bardziej mnie wkurzył. A trzecim… to już mu powiedziałam. Nie to, że mnie
wkurzył, bo inaczej mówił. Niech sobie pogad,a a ja i tak zrobię swoje. Ale
zbrodnię popełnił! Rąk nie umył!!!! No i żeby jasność była, rękawiczek też nie
miał. Pierwsze dwa razy to sama sobie plułam w brodę i mówię jaka ja ciapa
jestem, że mu słowa nie powiedziałam. No, ale w końcu przuważyłam czy aby na
pewno, bo może jakoś ukradkiem. Nie. Czekaliśmy z Miniem w poczekalni,
przyszedł i od razu podreptaliśmy za nim. I patrzę…. Coś mówi, ogrzewa
stetoskop, podchodzi do Ksawulla. I mówię, że przepraszam, że ja może
przewrażliwiona, ale czy MÓGŁBY PAN NAŁOŻYĆ RĘKAWICZKI. Zamilkł i zamarł. Szybki
argument (sory, ale do mnie nie trafia), że on go nie będzie dotykał. To jak
zbada? To mówię, że do gardła będzie zaglądał. Na co on, że go nie dotknie.
Hmmmm. Na co ja, że jak można z dworu przyjść i rąk nie umyć. Na co on – UWAGA
UWAGA!!!! Że trzeba dziecko uodparniać. Nie użyję słów jakie mi się na język
cisną. Panie!!!! Moja sprawa czy ja chcę dziecko uodparniać. Nie Twoja. Ręce
chociażby nie wiem co to trzeba myć wracając z dworu. Jeszcze lekarz, co to
zarazków ma na sobie kupę. Jeszcze jak mu zwracam uwagę i grzecznie proszę.
Halo! To ja nie ze służby zdrowia i wiem. Palant. Konował. Gamoń. Ja sobie nie
to, że pogadam. Ja skargę złożę. Bo mogłam w ogóle powiedzieć, że jak nie umyje
to nie dam mu dziecka dotknąć. Ale ja mądra jestem po szkodzie…. Ehhhh. A żeby
śmieszniej było to w sumie umył. Się śmialiśmy. Po badaniu. Co za ludzie…. Nie
dość, że jak dla mnie facet kompetencji ma zero. To jeszcze cham. Dlatego wiem,
jak ważne są szeptane chociażby, ale polecenia. No i trzymanie się już jednego
lekarza w kwestiach na przykład karmienia, diety. Bo gdybym się posłuchała, to
by mi zburzył cały światopogląd.
Ponadto jestem dumna. I tym razem nie z Ksawcia. A z Minia. Bo
przemógł się i już uśpi i butlę poda i posiedzi sam z Niuniem. Nawet dzisiaj
tak cudownie, bo Ksaw na nowy czas o 6 wstał, a ja ledwo na oczy patrzyłam. To
Tatko mnie wygonił spać, a sam posiedział z Syniem. A, że marudził to go ululał
i tym sposobem ja miałam 1,5 spokojnego snu. Dla mnie to szaleństwo. A potem
chłopaki pojechali do jednej Babci, a ja z moją Matulą na małe zakupki. Powoli
wracam do świata żywych ;)
Jeszcze na koniec temat kupy. Męczyło się to Nasze Słońce w
sobotę okrutnie. Cisnął i stękał i nic. Kupy brak. To owocka daliśmy. Nic. W
końcu czopek poszedł w ruch. Najpierw trochę. Potem coś. To mówimy spooooko. No
i usypiałam wieczorem Mychę naszą i stęka i stęka. Myślę „o ho”. Kiepsko.
Czuję, że jakaś produkcja poszła. A dodam, że nie lubię takiej sytuacji, bo
trzeba palić światło i cała praca potocznie zwaną USYPIANIEM poszła się…. No,
poszła na marne. Ale przecież nie będzie dziecko z kupą. Zawołałam wsparcie. A
tu dalej idzie produkcja. Myśleliśmy, że nie ogarniemy. No i jak sądziłam
usypianie było trudne. Więc Domi wziął sprawy w swoje ręce i się udało. No i
jeszcze bardziej rozumiem, dlaczego ten temat KUP jest tak maglowany wśród
rodziców. Bo jak nie ma to ŹLE. A jak za dużo to też. A jak zielone to też
myślenie czemu. A jak ze śluzem to pytanie czy to alergia? A może to przez
zęby? A może coś mu zaszkodziło. A jak zły humor to może brzuszek? I tak w koło
Macieju. Dlatego kupa to bardzo ważna sprawa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi bardzo miło jeśli pozostawisz po sobie komentarz.