.post img {max-width:100% !important}

sobota, 22 lutego 2014

Awaria! Jak żyć...?





Wczorajszy dzień zaliczam do bardzo fajnych. Razem z Mamą Basią po lekarzu Ksawcia wybrałyśmy się na spacer, kawę i zakupy. Przyjemnie....

Lekarz. Ksawi waży 11 780 g! Według pedi dosyć dużo, a nawet za dużo przybrał ostatnio, ale sorry, nie będę odchudzać 10 miesięcznego dziecka. Bo po pierwsze, nie tuczę go. Kaszkę je ewentualnie raz dziennie o ile wogóle je. Mleko głównie od Mamusi, owocek i zupa z mięskiem. Żadnych słodyczy rzecz jasna, soków, bo pije tylko wodę, no nic co by trzeba było ograniczać. Taka Jego uroda. Ot co!

Po lekarzu Ksawciowi kupiłyśmy pierwsze w życiu buty. Prawdziwe, skórzane, fajne i porządne. Co prawda na razie nie bardzo chce w nich chodzić, bo to dla Niego ciało obce, ale i tak jestem bardzo zadowolona, że je ma. Byłyśmy też na spacerze i w Arkadii na małych zakupach. Oczywiście Ksawi był w siódmym niebie kiedy został puszczony na plac zabaw dla małych dzieci i mógł sobie popatrzeć jak dzieciaki tam wariują. Lubi takie miejsca. I na szczęście pozwolił Babci na małe szaleństwo - czyli po prostu nie marudził ;)

Z racji cudnej, wiosennej pogody wybrałyśmy się na spacer na Pola Mokotowskie. Ciepełko, ludzie, fajne widoki. Odskocznia od rutyny i codziennych ząbkowskich tras. Niestety w między czasie była awaria. KUPA na horyzoncie!!!! Naturalnie trzeba przebrać dziecko, ale pojawił się pewien problem. Gdzie? Na dworze za zimno. W samochodzie się da, owszem, ale czułam, że lepiej nie ryzykować ;) trzeba gdzieś. Tylko gdzie? Przecież nie wejdę gdziekolwiek np. do Biblioteki Narodowej przy której akurat byłyśmy i nie wywalę na wierzch pupci mojego Szkraba z odpadem śmierdzącym z co najmniej kilku metrów. Poradziłyśmy sobie idąc na kawę do Pubu i tam Pan Kelner uprzejmie udostępnił mi salkę boczną. Fajnie. Nie mniej jednak dało mi to do myślenia. Jak sobie radzić w takiej sytuacji? Latem nie ma problemu teoretycznie. Kocyk, trawka i enter. Ale jesienią, zimą, wiosną? Nie wymagam, żeby w każdym lokalu były przewijaki i pokoje dla matek karmiących (chociaż byłoby miło), ale bardzo brakuje według mnie takich miejsc. W centrach handlowych już ten problem w dużej mierze nie istnieje. Bo pokoje są naprawdę dobrze przystosowane. Mikrofale, podgrzewacze, przewijaki, chusteczki, fotele. Nic więcej nie trzeba. Jednak będąc na spacerze w parku i mając AWARIĘ pojawia się problem. Jak radzić sobie w takiej sytuacji? Marzeniem moim byłyby takie pomieszczenia przy parkach, nawet odpłatne, jakąś symboliczną złotówkę, w których można byłoby bez problemu załatwić podstawowe potrzeby małych dzieci. I nie jest to jakaś burżuazja. To naprawdę są podstawy, o których do tej pory nie myślałam. Zwłaszcza nie mając dziecka człowiek nie zdaje sobie sprawy jak to jest istotne. Bo noworodek czy niemowlak nie poczeka jak znajdziemy odpowiednie miejsce, a i nie w każdej knajpie są do tego warunki. W końcu nie przewinę dziecka komuś kto właśnie konsumuje posiłek. I też nie wystawię piersi. Bo karmię piersią nadal, ale nie uznaję tego w miejscach publicznych. Pamiętam sytuację jak Anna Mucha na stacji benzynowej przewinęła dziecko na stole. Można? Można. Wtedy pomyślałam "gwiazda robi show". Teraz myślę, że takie akcje są potrzebne, żeby odpowiednie osoby, władze dostrzegły, jakie są potrzeby ludzi. I wydaje mi się, że nie są to potrzeby na wyrost. Cóż pozostaje mi tylko czekać albo działać.... hmmmm...

A jak Wy kobiety i mężczyźni radzicie sobie w tego typu ekstremalnych sytuacjach? Jestem bardzo ciekawa :)























5 komentarzy:

  1. Ja w takich sytuacjach dziełam spontanicznie, ale najważniejsze, że działam, bo mąż zamiera, a to jest chyba najbardziej niebezpieczne. A słodki turkuć waży dobrze, zaraz zacznie biegać, to chudzina z niego będzie. Moja Heleni ma 9,5 miesiąca ale dopiero zaczyna raczkować. Ale to leń po mamie. Do tego długa i chuda (ok 8 kg, ubranka prawie 80), ale nie martwię się, bo urodziła się dosyć mała i przybiera prawidłowo. Też taka uroda ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, dziecko każde w swoim tempie :) a co do zamierania, to zawsze jak jest awaryjna kupa choćby w domu, to Dominik woła "Elżuniaaaa chodź pomóż" :) faceci.... ;)

      Usuń
    2. Do mnie ostatnio mąż dzwonił jak byłam na wychodnym, że Helenka zrobiła kupkę, ma ją przebrać czy zaczekać na mnie? Odpowiedziałam, że oczywiście, że przebrać, chociaż już do domu wracałam, ale niech się uczy ;)

      Usuń
    3. Słusznie. Trening czyni mistrza :D

      Usuń
  2. Hmm, gdzieś mi wcieło pierwszy komentarz więc piszę jeszcze raz. Ja w sytuacjach awaryjnych działam spontanicznie, ale najważniejsze, że działam, bo mąż zamiera i nic nie robi, a to chyba najgorsze w takich sytuacjach. A co do Ksawcia, to myślę, że nie powinnaś przejmować się opinią pediatry, bo Ksawcio zaraz zacznie biegac na calego i bedzie z niego chudzinka. Nasza Heleni ma 9,5 miesiąca waży mało bo troszke ponad 8 kg, a mierzy około 80 cm - mała modelka, ale nie przejmuję się, bo urodziła się niewielka i widocznie taka jej natura. Ja też zawsze byłam chuderlawa ;)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło jeśli pozostawisz po sobie komentarz.