.post img {max-width:100% !important}

środa, 14 sierpnia 2013

Chrzest

Ho ho! Dawno mnie nie było, ale wiele się działo. Zacznę od początku. W weekend odbyły się chrzciny Ksawcia. Był bardzo grzeczny zarówno w kościele jak i na swojej pierwszej imprezie. Pomijając fakt, że gdy ksiądz zaczął mówić, Nasze Maleństwo też zaczęło - gadać i gugać :) po najważniejszym punkcie programu poszedł w kimę u mnie na rękach. Pomimo, że wszystko poszło gładko, to cieszę się, że mamy to za sobą. Z racji tego, że wszystko odbyło się w Naszym rodzinnym Dęblinie musieliśmy w poniedziałek wyjechać po 6:00 rano, gdyż czekało nas kolejne wydarzenie - szczepienie. Nie pierwszy raz, ale tym razem Ksawi jakoś to kiepsko zniósł. Samo szczepienie było ok, zapłakał chwilkę i poszedł spać, jednak potem marudził, następnego dnia też. Na spacerze, po raz pierwszy tak mi się rozpłakał, że nawet rączki nie pomagały. A ja leciałam na syrenie czym prędzej do domu. Dopiero cysio załagodził sytuację.

Pozostając w temacie cysia, nawet nie sądziłam, że karmienie piersią jest takim cudownym przeżyciem. Założyłam sobie, zanim Ksaw był z nami, że 6 miesięcy i koniec, bo przecież tyle wystarczy. Teraz przesuwam tę granicę. Nie wiem do kiedy. Póki co, są to dla mnie wspaniałe momenty. Zgodzę się, że początki bywają trudne. Rozhuśtanie laktacji, znalezienie odpowiedniej pozycji, rygorystyczna dieta... kolorowo nie zawsze jest. Jednak kiedy już się to przetrwa i nauczy, karmienie jest fajne. Kiedy tak ten mały Dzieć wtuli się we mnie, spojrzy mi w oczy i z tą piersią w buzi pośle mi swój szczerbaty uśmiech... boskie uczucie. Często podczas karmienia zalewa mnie fala ogromnej miłości. Ściska mnie w brzuchu, aż trudno to opisać. Liczy się wtedy tylko ON. Mam ochotę go złapać za rączkę i trzymać. Mogłabym tak spędzić cały dzień, patrząc jaki jest wtedy spokojny i szczęśliwy.

Uzmysłowiłam sobie dzisiaj jak wiele zmienia się po 3 miesiącu. Naturalnie zmiany są każdego dnia, ale mam wrażenie, że ten 3 miesiąc jest takim momentem przełomowym. Wiele osób mówiło nam, że pierwsze 3  miesiące są najtrudniejsze, a potem z górki. Coś w tym jest, chociaż dla mnie ten najtrudniejszy czas to tak mniej więcej pierwszy miesiąc. Wracając jednak do tematu. Po tych 3 miesiącach mamy już swoje rytuały i przyzwyczajenia. Dziecko jest bardziej kumate i komunikatywne. U nas wiele rzeczy, które do tej pory były niepotrzebne poszły znowu w ruch. A myślałam że tak wiele kasy poszło na marne, jednak jak się okazuje niezupełnie. Po prostu powoli trzeba te wszystkie dobra dopasować do siebie i swoich potrzeb. Na przykład niania elektryczna, podgrzewacz do butelek, kojec - poducha (chociaż to była moja ulubiona rzecz w ciąży, bez której nie umiałam spać ;)), śpiworek, itd. Naprawdę wiele rzeczy było bezużytecznych do tej pory, a teraz powoli powoli wracają do łask. Jak widać na wszystko przyjdzie pora.

Wczoraj stwierdziłam, że nasz synek jest narcyzem. Zainspirowana jedną z pszczółek położyłam Ksawiego na brzuchu, a przed nim lustereczko. Efekt? Chichrał się niemiłosiernie :) ja wiem, że jest śliczny, ale chyba popadł w samozachwyt. Dzisiaj z kolei odkrył, że ma stopy i usilnie próbował się za nie złapać. Jeszcze słabo mu to wychodziło, ale patrząc na to jak szybko się uczy, pewnie lada moment to nastąpi, a następnie jak wszystko wylądują w jego buzi.





























1 komentarz:

Będzie mi bardzo miło jeśli pozostawisz po sobie komentarz.