.post img {max-width:100% !important}

wtorek, 19 listopada 2013

Granica






Czy da się wychować dziecko bez technologii, tabletów, smartfonów, nowinek wszelkich, które będą kusić i będą się coraz to nowe pojawiać? Czy warto chronić przed tym dziecko, czy kupować coraz to nowe gadżety? Gdzie jest ta bezpieczna granica i ta dobra? Skąd to wiedzieć?

O co chodzi?

Z racji zbliżających się świąt i innych okazji, często słyszę różne historie. 6 latek, który na urodziny chce tablet od chrzestnej. Przesada? 6 latka, która od chrzestnej nie chce nic, a w ostateczności wybiera małego konika. Za mało? 6 latek, który od rodziców dostaje quada. Głupota? Dziecko które nie potrafi się samo bawić i wymaga ciągłej obecności rodziców. Błąd? Dzieciaki, które zamykają się w pokoju z tabletami i rodzice mają spokój. Niebezpieczne? Bo chodzi mi nie tylko o to jakie prezenty, ale też jak uczyć mądrze z nich korzystać i z jednej strony dać dziecku przestrzeń, a z drugiej nauczyć kreatywnej zabawy i spędzać z nim czas. Dalej. Dla dziecka chce się wszystkiego co najlepsze. Jednak czy nie robimy dziecku krzywdy, kiedy dajemy mu wszystko? Czy nie uczy się pokory wtedy, gdy jednak nie daje się wszystkiego? I uczy się dziecko, że są rzeczy dla niego niedostępne i musi się z tym pogodzić? Tylko co, jeśli nagle w szkole WSZYSTKIE dzieci mają to i tamto „a ja nie”. Kurcze, naprawdę należy ustalić jakąś granicę, której nie powinno się przekraczać w zakresie prezentów. Wiadomo. Na tym etapie Ksawciowi frajdę sprawia woreczek foliowy czy jego własne skarpety. Ale umówmy się. Ten stan nie będzie trwał wiecznie. Kiedyś na pewno będzie jakaś scena w markecie z wrzaskiem i tupaniem, bo „mamo, tato ja chcę tooooooo!!!!” I pewnie przyjdzie kiedyś i powie „mamo, tato, bo wszyscy mają to i ja też chcę”. No i w sumie, dlaczego nie? Trochę to nie fair, bo skoro wszyscy, to wszyscy… tylko czy to nie jest ślepy zaułek i nie robimy w ten sposób sobie i dziecku kuku? Bo zatracić się w wirtualnym świecie nie trudno, a wie każdy, jak ten świat jest niebezpieczny coraz bardziej. Czy dać narzędzie, ale siąść i nauczyć jak mądrze z niego korzystać? Czyli kupić, na ważną okazję COŚ WYPASIONEGO, lecz kontrolować i uczyć i wiercić dziurę w brzuchu żeby uważać? To jedna kwestia. A kolejna, to jak spędzać czas z dzieckiem. Czy kompletnie zatracić się w nim i spędzać każdą sekundę na kreatywnej zabawie, czy też dać dziecku przestrzeń na zabawę samemu? Albo gdy się znudzi zabawą w pojedynkę pozwolić na korzystanie z tych gadżetów, tylko po to by mieć spokój?

Jak już pisałam. BYWA, że w grę wchodzą baje, aby mieć tą chwilę na spokojne ogarnięcie tego co się zaczęło. Czy to zbrodnia? Pewnie nie, bo po coś to jest. I nie leci cały czas. Kolejna rzecz. Teraz jeszcze nie, ale będzie pewnie tak nie raz, że przyjdzie mój syn i powie „mammooooo nudno mi”. Wtedy dać tego tableta i powiedzieć MASZ i SZALEJ? Czy usiąść i pobawić się w chwytanie marzeń do słoika. A kiedy przyjdzie znowu nuda, otwierać słoiki i marzyć, leżąc pod namiotem z kocy, latarką w ręku i spędzić tak dzień tarzając się wspólnie na poduchach wielkich? Tego póki co nie wiem. I niby odpowiedzi wydają się proste i oczywiste, to jednak myślę, że kiedy już ten moment nadejdzie, trzeba będzie jakoś zastanowić się, co zrobić. No i jak w każdej dziedzinie pewnie trzeba zachować dystans i wypośrodkować. Tak więc póki co, wydaje mi się, że gadżety tak, bo nie chcę skrzywdzić dziecka i sprawić, żeby był wyłączony ze swojego dziecięcego społeczeństwa, ale na pewno będę kontrolować czas jaki poświęca tym gadżetom i to co na nich robi. I na pewno będę mu tłukła do głowy mądrości starszyzny, że trzeba uważać, bo to fajne, ale za rogiem czycha zawsze jakieś niebezpieczeństwo. A co do zabaw tak samo. Będę spędzać z moim dzieckiem czas na zabawę. Uczyć poprzez nią wielu rzeczy. W deszczowy dzień wymyślać coraz to nowe zabawy i gry. Lecz chcę też, żeby moje dziecko potrafiło samo się zająć sobą i samo bawić także, żebym nie była jego więźniem. I jak wszystko na tej ziemi, okaże się w praniu czy to się uda tak elegancko pogodzić, czy też nie….


Ponadto z nowości rozwojowych Ksawiego.
  • zadziwiające, ale rośnie nam mały „sprzątacz” z czego tatuś bardzo się cieszy. Wynajdzie KAŻDY okruszek na dywanie i bardzo chętnie chce sprawdzić jego smak. O zgrozo!
  • raczkowanie – owszem, ale do tyłu. No dobra, raz spróbował, ale ja wiem, że to kwestia dni kiedy znowu się to powtórzy i zagości u nas na stałe.
  • wystawianie języka – zasługa Tatka. Nauczył Gówniarza, teraz chodzi i powtarza. Z jęzorem na wierzchu. Też mi coś!
  • je mięcho jak stary. Okej ze słoików, ale zaakceptował, pod warunkiem (delikates no!), że nie ma grudek. Też po Tatusiu co przeszkód w jedzeniu nie trawi.
  • na czworakach stoi a i nawet rękę podniesie do góry i tak stoi na jednej ręce. Spryciarz.

Więcej grzechów nie pamiętam… zębów brak nadal. Noce nadal kiepskie raczej. Stwierdzam, że w sumie mm na noc nie pomaga ostatnio i nie powoduje dłuższego snu.  Ale i tak głodomór jest, że trza dać i cysia i mm. Trudno. 
















2 komentarze:

  1. My zyjemy bez tv, za to z telefonami, tabletem i komputerem. I cała tę technologię staramy się mocno dawkować (igi długo nie wiedział, co to bajka, teraz może ogladać jedynie awaryjnie). Wychodzę z założenia, że choćbym chciała, całej tej elektroniki nie uniknę, ale przedstawię Młodemu kupę dascynujacych alternatyw dla spędzania czasu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie tego się nie uniknie no i czy warto próbować w ogóle? :)

      Usuń

Będzie mi bardzo miło jeśli pozostawisz po sobie komentarz.