Jak zwykle weekend
szybko dobiegł końca. A ten był inny, bo przyjechała do nas mama Minia, czyli
Babcia Basia. W sobotę wymarzłyśmy porządnie na długaśnym spacerze w naszym
ząbkowskim lesie. A potem poszliśmy wszyscy razem uczcić urodziny Mamy do
lokalu na ciacho i kawę. A, że Ksawullo pomimo bliskiego położenia knajpy od
domu usnął w drodze, to Domi przejął go, co by się wyspał, a my poszłyśmy
usiąść i złożyć zamówienie. I dawno nie miałam chwili takiej, że Ksawcio był
blisko, ale jednak nie koło mnie, a ja w spokoju piłam kawę piernikową i
obżerałam się kaloriami…. Mmmmm…. Niedziela minęła nam równie fajnie, bo rano
wizyta w leroy merlin, gdzie zamawialiśmy panele, a potem…. A potem Tatuś wziął
synka na spacer, a my się z Mamą kimnęłyśmy i odpoczęłyśmy. I gdyby nie kiepska
noc z soboty na niedzielę (ehhhh pobudka o 2.30, która trwała do 4) to
uznałabym, że naprawdę odpoczęłam jak nigdy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi bardzo miło jeśli pozostawisz po sobie komentarz.