Rok temu, o tej
porze, tak mniej więcej, działo się. W moim brzuchu pływał człowiek, mały,
malutki. Nawet przed chwilą oglądałam filmik z USG i aż się poryczałam. Miętka
jestem. Widziałam go na ekranie, takiego Małego człowieka, który złapał się za
nos i ziewał. Czułam powoli jego ruchy, takie delikatne, jak muśnięcie skrzydeł
motyla.
Powolutku
kompletowaliśmy wyprawkę. Dostałam pierwszą partię ciuszków po sąsiedzie i
siedziałam na łóżku składając te maleńkie ciuszki. Wyobrażałam sobie, jak będę
stroić moje maleństwo, taką kruszynkę. I nie mogłam uwierzyć, że będzie taki
maciupki.
Chodziłam do
biblioteki narodowej i pisałam pracę mgr, co chwilę fotografowałam wciąż
rosnący brzuch. Z moją Asią chodziłyśmy po ciuchlandach w poszukiwaniu sukienki
dla mnie na sylwestra w stylu PRL. A nie łatwe było to zadanie, bo byłam coraz
większa. Ubieraliśmy choinkę, bo ja od zawsze fazę mam na świąteczny nastrój,
gdy tylko w sklepach zaczyna wrzeć. Więc choinka u nas wcześnie stanęła,
piękna, duża, z pieczonymi owocami zamiast bombek i piernikami… W tym roku
niestety nie ubierzemy jej, bo raz, że Ksawcio jest już totalnie mobilny a dwa,
że nasz mikro salon zamieniłby się w mini-mikro salonik. Odpuszczamy. Nie mniej
jednak rok temu żyliśmy tak sobie, myśleliśmy jak to będzie gdy ON już z Nami
będzie. Dni mijały, coraz krótsze i coraz bardziej szare i zimowe.
A teraz? Teraz jest
z Nami Nasz Cukiereczek, Nasz najcudowniejszy prezent świąteczny. I mi już nic
kompletnie do szczęścia potrzebne nie jest.
Chyba jestem teraz na tym etapie co ty rok temu :) Za rok to ja będę tak wspominała :)
OdpowiedzUsuńOoo wspaniały czas :) i ten wtedy i ten teraz. Wszystkiego dobrego :)
OdpowiedzUsuńAleż Cię Święty Mikołaj lubi :) nie dość że taka nowina rok temu to w tym roku Szkrab :)
OdpowiedzUsuń