.post img {max-width:100% !important}

niedziela, 28 września 2014

Hej ho!



Dzisiaj krótko. Zdjęcia mówią same za siebie. Piękny weekend za nami. Jesień nas rozpieszcza i oby tak dalej. Nie jestem jeszcze gotowa na chlapę i chłód, ale czuć, że pogoda już zdecydowanie nie jest letnia. Na weekend plany były inne. My mieliśmy jechać do Dziadków, lecz Ksawi się rozchorował znowu, więc jedna Babcia Nas odwiedziła. Nie ukrywam, że coraz mocniej doceniamy Dziadków i chętnie będziemy dawać im czasem możliwość nacieszenia się Ksawciem, Ksawciowi nacieszenia się Nimi, a sobie chwilę odpoczynku i wyluzowania. Ksawcio nie odstępował Babci na krok. Powiem więcej – byliśmy intruzami dla własnego dziecko. Babcia musiała karmić, bawić się, nosić na rękach, trzymać za rączkę i do Babci biegł z uśmiechem na przywitanie. Sądzę, że serce się Babci radowało. Dla mnie moja Babcia zwłaszcza była bardzo ważna. Kochałam całym sercem i uwielbiałam spędzać u NIEJ wakacje, ferie, wolny czas. Rozmowy, pierogi, pączki, morele sprzed domu… Mnóstwo ciepłych wspomnień i obecnie tęsknota za moją Babunią. Chcę aby moje dzieci też miały tak wiele ciepłych uczuć myśląc o Babciach i Dziadkach.





















sobota, 27 września 2014

Kasztany




Wstrętne choróbsko się czepiło Ksawcia. Najpierw gorączka i katar, potem przerwa – lekki katar, a teraz kaszel, chrypa. Zaczyna się żłobkowa rzeczywistość – chodzenie w kratkę. Trzeba przetrwać.
Podsumowując ostatni czas – Ksawi rośnie. Nie to, że wagowo, bo ta stoi w miejscu, ale wystrzelił Nam w górę! Widać to tak o, ludzie mówią no i miarka na ścianie nie kłamie. Przez to czeka nas szał zakupów jesienno-zimowych. W żłobku radzi sobie super i jestem już spokojniejsza i bardziej przekonana, że to dobra decyzja. Po pierwsze – zaczął więcej hmmm mówić. Niektórych rzeczy nie umie powtórzyć, ale naprawdę stara się coś łapać po swojemu. Nawet Ciocia w żłobku to stwierdziła, co znaczy, że wyluzował się tam i pokazuje prawdziwe JA. Swoją drogą, akurat na czas pójścia do żłobka Ksawiemu zaczęły wyłazić trójki. Nie było to dobre połączenie… Ba! Rzekłabym MIESZANKA IŚCIE WYBUCHOWA!!! Faktycznie jest lepiej, gdyż mamy wszystkie kły! Dzięki czemu, Ksawcio JEDYNIE pokazuje pazurki związane z jego charakterkiem, czyli uporem, chęcią robienia czegoś SAMEMU, niecierpliwością. Ma też zalety naturalnie. Bardzo jest uśmiechnięty kiedy tylko nic go nie męczy. Chce pomagać, uczy się szybko i naprawdę jestem dumna z Niego. Wracając do żłobka to jestem zadowolona, że mają różne zajęcia. Ostatnio robili przetwory! Mój syn też ;) przypomnę – ma prawie 17 miesięcy. Tarł jabłko i wkładał do słoiczka. Uczą się kształtów, wychodzą na dwór, mają zajęcia plastyczne, będą akademie i różne atrakcje. Jest mi łatwiej tym bardziej, gdy po tygodniowej chorobie wrócił do żłobka i nie było problemu z zostaniem. Oby tak dalej.

Zdjęcia ze spaceru w parku Szczęśliwickim. Widać jesień… z jednej strony jest to taki spokojny czas, a z drugiej dopada ogólne osłabienie. Na zdjęciach znajomi i moja Siostra z Szwagrem. Ksawi z mojego synulka, widzącego tylko Mamę, zmienił się w Malucha, który chętnie wybiera sobie zamiennik. Tu w postaci Cioci Oli :) wszędzie z ciocią, ciocia mogła tylko prowadzić wózek, nosić na rękach i była cacy.

















środa, 10 września 2014

Mecz, Spacer, Żłobek











Zdjęcia pochodzą z meczu gwiazdy TVN vs. TVP na którym byliśmy z przyjaciółmi, jak również spaceru po parku Bródnowskim w towarzystwie uroczego Kostka i Jego Rodziców. Niestety z przyczyn ode mnie niezależnych (czyt. słabe wieczory i noce Ksawiego) nie miałam czasu skupić się na tym i opisać obydwu „wydarzeń” :) Chyba emocje, zęby, skoki, koszmary i wszystko co najgorsze, skumulowało się w tym małym wielkim ciałku mojego synka i wybucha tuż po zmroku.


Pierwszy cały, „normalny”  tydzień żłobkowy za nami. Moje wrażenia. GENERALNIE spoko. Obyło się bez większych scen rozpaczy, płaczu i spazmów. Rozstania były, a i owszem, bolesne dla dwóch stron, jednak w najgorszym przypadku nie chciał Ksawery puścić mojej lub Dominika szyi. Po weekendzie było nieco gorzej, bo był płacz, ale z tego co mi przekazano szybko ustał. Nadal przekonuję moje wewnętrzne JA, że żłobek jest fajny, bo są dzieci, bo są różne zabawy, bo nauczy się wielu ciekawych rzeczy, z pewnością będzie się super rozwijał, społecznie, intelektualnie i w ogóle. 

Nadal staram się sobie tłumaczyć, że wiedziałam przecież, że początki będą trudne, a i tak są łagodne. Nadal staram się sobie tłumaczyć także, że w końcu już nie jest z Babcią czy Dziadkiem w domku, że nikt nie skupia się tylko na nim, bo są inne dzieci, a to nie jest żadna prawdziwa ciocia która go kocha, ale krzywda mu się nie dzieje, wiele dzieci chodzi do żłobka i jest z nimi wszystko dobrze (na przykład ja – chodziłam do żłobka i jaka porządna kobitka ze mnie wyrosła ;)). Nadal… No także tego. Nadal sobie to tłumaczę. 
A i owszem. 
A co! 
Tyle tylko, że moje serce nieco odpycha te tłumaczenia i funkcjonuje zgoła inaczej. Ono troszkę płacze każdego dnia gdy odprowadzam Ksawcia do żłobka i wtedy kiedy go odbieram. Gdy wieczorem nie chce mnie wypuścić z objęć i gdy płacze w nocy. Bo sobie myślę „a może mu tam źle?”, „może za wcześnie na takie miejsce dla niego?”, „może to zachowanie przez to, że nie radzi sobie z emocjami?”. I boli mnie to i nie wiem co robić. Postanowiłam wrócić do pracy. I tak też uczyniłam. W momencie gdy były Babcie i Dziadek, jakoś tak prościej było w sumie mi na sercu. Bo wiedziałam, że jak zapłacze wezmą go w ramiona i wycałują jego szyjkę. Jak będzie chciał zjeść o 10, a nie o 9:30 to zje wtedy kiedy chce. Jak będzie śpiący już o 11:00 to ululają go do snu, a nie każą czekać na godz. 12:00 żeby wszystkie dzieci poszły spać. I wszystko jakoś tak inaczej. Wkurza mnie bardzo w żłobku menu. Bardzo. Jakoś tak nie skupiłam się wcześniej na tej kwestii, gdyż wyszłam z założenia, że w takiej placówce wiedzą co robią. Nie dadzą dziecku jedzenia, które będzie nie do końca odpowiednie wg mnie dla niego. Jednak myliłam się. Połączenie ogórka kiszonego, cebuli, jabłka i jogurtu naturalnego w jednym, szokuje. Zwłaszcza dla dziecka 16 miesięcznego. Sałatka z cykorii i mandarynek także. Dla starszego dziecka pewnie super. Dla niego przegięcie. Potem bączki męczą, skóra zsypana, a ja zachodzę w głowę od czego. Bo zjada już wszystko co nie? I staram się myśleć, że zapewne w każdym żłobku coś jest nie tak. Bo tu patrzyłam przez pryzmat cioć, co są kochane. I nie wątpię. Tyle tylko, że rozum rozumie, a serce jakoś tak pęka i krzyczy, że chyba mu tam źle… Bo ja matka jestem i muszę tak psioczyć, bo jak nie o niego się martwić to o kogo? Tłumaczę sobie, wszystkie plusy w głowie są, minusy też, ale poprawkę biorę, że nie ma najbardziej idealnego rozwiązania. 

Nie chcę być matką-wariatką co schizuje i trzęsie portkami i wychować chce maminsynka. Nie bo nie. Ale przecież toż to moje maleństwo jest jeszcze… Dylematy straszne, czas również. Każde złe zachowanie jego podciągam do ŻŁOBKA. Na pewno tam się tego nauczył, a taki nie był. Płacze? Na pewno to emocje, przez to, że smutny. Pluje? Kto go TAM tego nauczył. Wyluzować muszę. I wyluzuję na pewno. Tylko nie dziś i nie jutro…. Po 18 stce? Chyba też nie. Pewnie kiedyś. Pewnie…