.post img {max-width:100% !important}

wtorek, 25 listopada 2014

Artystów dwóch





Weekendy mijają zbyt szybko. Każda chwila spędzona razem, chociaż tak krótka, celebrowana jest przez nas. Wyciskamy jak cytrynę ten czas, kiedy możemy razem bawić się, jechać gdzieś, zwiedzać, szaleć, odpoczywać, poznawać, uczyć się… Nie spiesząc się nigdzie, tylko w piżamach być, jeść w spokoju śniadanie i delektować się sobą. Uwielbiam gdy pogoda rozpieszcza i jeszcze można łapać te ostatnie promyki słońca, zanim na dobre rozgości się u nas szarość i ciemność. Uwielbiam gdy Domi wymyśla takie zabawy, jak na załączonych zdjęciach, gdy zbieranie szyszek jest celem nadrzędnym i nikt i nic nie jest w stanie zaburzyć tego stanu. Gdy Ksawi zaangażowany maksymalnie zbiera, poznaje, pokazuje i tworzy. Gdy widzę, że radość mu sprawia ta szyszka nadepnięta przez Niego i zauważona już z oddali. Bo docenia coś czego niektórzy nie doceniają. Uśmiecha się na widok czegoś czego ktoś nie zauważa. Poznaje rzeczy które są dla niektórych oczywiste. A ON dopiero je poznaje. Każdy patyk, kamyk, mrówka, liść – on się tego uczy. Po co to i skąd. Co można z tym zrobić. A zabawy takie jak te, mnie osobiście przeogromnie cieszą, bo dzięki Tacie stworzył dla niektórych po prostu rybę z szyszek. Dla mnie to dzieło moich artystów….


Jestem trochę mamą, która stara się strasznie mocno żeby w każdej dziedzinie nie zawieść. Żeby Ksawi jadł to co najzdrowsze, żeby jego dieta była urozmaicona i bogata we wszelkie witaminy, żeby rozwijał się poprzez czytanie książek, mówienie non stop do niego jak i ruchowo, żeby bawił się aktywnie. Zależy mi, aby nie tylko zabawki, które myślą za dziecko sprawiały, że jest skupiony, ale właśnie przedmioty użytku codziennego, które biorąc do ręki nagle stają czymś wyjątkowym i jedyną, niepowtarzalną zabawką. Chcę żeby był zdrowy i codzienne rano i wieczorem niekiedy po raz setny powtarzam „idziemy umyć zęby” i przygotowuję dla nas mikstury bombowe z dużą dawką Wit. C (sok domowej roboty od Babci z maliny i pigwy). I chociaż nie raz i nie dwa mój małżonek hamuje mnie w moich zapędach, to ja się nie zmienię, bo jestem trochę taką matką-kwoką co zrzędzi i martwi się na wyrost, ale taka już jestem. Taka moja rola, taki mój charakter. Staram się luzować, codziennie, czasem udaje mi się to, ale w głowie i tak stawiam sobie mega minusa i na następny dzień MUSZĘ się poprawić. 

Także synu bądź gotowy – mamusia patrzy…. ;)








czwartek, 13 listopada 2014

Przeziębienia cd.


Dzisiaj krótko. Po szałowym, jednym dniu w żłobku Ksawiś znowu chory. To normalne, prawda? Każdy mówi, że swoje musi wychorować…  Ale trudne to dni i noce, gdy Maluch chory. Na razie, póki co, na szczęście tylko raz miał antybiotyk. I oby jak najmniej tego. Udaje się lekkimi środkami walczyć z choróbskiem. Ahhhh ta jesień…. Jeszcze tylko zima i znowu wiosna i lato…

Jak widać Ksawcio rośnie w zawrotnym tempie. Waga zaś stoi w miejscu. Generalnie to dobrze, ale ostatnio Nasz Synio to niejadek. Na każde próby, żeby cokolwiek zjadł jest wielkie NIEEEE. I ucieczka. Moi Rodzice mówią, że wiemy teraz co Oni przeżywali ze mną i moją Siostrą :)


Chcemy sprzedać łóżeczko Ksawciowe (140x70 cm z funkcją tapczanika) – jakby ktoś był zainteresowany proszę o kontakt. 













sobota, 1 listopada 2014

I love YoU




Nie jest niczym odkrywczym stwierdzenie, że miłość do dziecka jest wyjątkowa, niepowtarzalna, najsilniejsza, mogąca przezwyciężyć wszystko. To jasne. Jednak dopóki się tego nie doświadczy, nie jest się w stanie wyobrazić sobie nawet, że to jest TAKA miłość. Wiedziałam, zanim Ksawi pojawił się na świecie, że dziecko się kocha. Tylko to jak bardzo z dnia na dzień ta miłość rośnie – nie wiedziałam. Każdy Jego uśmiech, łezka, słowo, centymetr Jego ciałka, włos, grymas, gest… kocham najmocniej w świecie. Uśmiech Ksawcia jest w stanie złagodzić każdą moją największą złość i sprawić, że zapominam o wszystkich problemach, smutkach, złych chwilach, bo liczy się tylko ON tu i teraz i na zawsze. Uwielbiam Jego całuski i jego NIE gdy proszę o nie. Uwielbiam jego słowa TU, TOM, TAM, TO… Uwielbiam gdy woła Tato i Tatu. Gdy oglądamy książeczki razem wtuleni i kocham nawet jak w nocy wchodzi na mnie i tak śpi. Jego zapach to najdroższe mi perfumy na świecie które pragnę zamknąć szczelnie w buteleczce i mogłabym je wąchać non stop. Czasem gdy Go obserwuję, czuję motylki w brzuchu i ścisk, bo nie wiedziałam że można tak mocno kochać swoje dziecko. Bywa że jestem zła na Niego i cierpliwości mi brak, ale naprawdę duma z tego jaki On jest i że jest mój jest olbrzymia. Gdy jadę tramwajem do pracy i widzę jakieś dziecko, uśmiecham się do siebie i już chcę wracać do domu, bo tęsknię. Dla Niego mogę góry przenosić. Mam w sobie siłę jakiej nigdy nie miałam. Jednocześnie boję się bardziej i jestem bardziej ostrożna, bo wiem, że każdy mój ruch może nieść za sobą konsekwencje, które wpłyną na naszą rodzinę.


Kiedy pojawia się w domu dziecko, wszystko się zmienia. Jest to czas wyrzeczeń, zmęczenia, obaw, dylematów – nie powiem, że nie… jednak jest to przede wszystkim czas, kiedy wszystko zaczyna kwitnąć, jak wiosną. Gdy człowiek znowu dostrzega rzeczy, o których dawno zapomniał i których dawno nie widział. Doświadcza zupełnie innych emocji, sytuacji, zjawisk. Pojawia się nowy sens życia, znowu czuję się jakbym założyła różowe okulary i to przez nie patrzyła na świat. Bo moje dziecko mi pokazuje, że jest radość z każdego patyka i mrówki spotkanej na drodze. Kiedy ostatnio zauważyliście biedronkę i kamyk? Kiedy ostatnio biegaliście po przychodni w pogoni za muchą? Ja w zeszłym tygodniu. Bo moje dziecko otworzyło mi oczy na nowe / stare perspektywy o których w codziennej gonitwie zapomniałam. 

Teraz spędzanie czasu w domu, nawet gdy Ksawi jest chory, jest piękne i pełne wrażeń. Śmiech, energia, słońce, pomysły, zdziwienie, radość. Mam to dzisiaj, teraz i każdego dnia. Dzięki Tobie Skarbie :*