To my!
I pomimo walentynkowych zdjęć, wpis nie będzie w temacie. Będzie
o tym co bardzo chcę zapisać i zmierzam dodawać takie wpisy co i rusz. Otóż syn
nam się rozgadał. Nieco. Wiadomo mama, tata, baba, dado (dziadzio). Jednakże
pragnę zapamiętać chociaż CZĘŚĆ ze słów jakie tworzy, sam osobiście, a jakie
niekiedy są podobne zupełnie do niczego. Odgłosy naturalnie zwierząt prawie
wszystkie powtórzy, słowa też, tylko z tymi słowami czasem śmiesznie bywa.
Hitem nad hitami i to zostanie jako łatka do Ksawcia przyczepiona, jest słowo
DUDU. Oznacza ono „ptak”. Skąd mu się to wzięło? Nie wiem :) a oto kilka innych:
Gaga – uwaga
Gongon – ogon
Bep – smerf
Babda – samolot, helikopter, koparka
Don – piłka
Koko – okulary, oko, ucho (?)
Ka – kask
Papu – parówki
Ba – ryba
Am Am – krokodyl
Lalalala – Ola
Dzi – dźwig
Gu – żółw
Da, da, da… - raz, dwa, trzy – oznacza również „chcę mleko”
Kiki – sok, rękawiczki, szyszki
Kaka – kawa, kaszka
Bu – buty
Dzing Dzing – dziewczynka
Pampin – pani
Pampam – panda
Prum prum – piciu
Pin pin – spinka
Ku – klucz
Papty – makaron
Gogo - groszki
Na razie więcej nie pamiętam :) oczywiście te słowa co
oznaczają po polsku różne inne rzeczy trzeba sobie dopasować do kontekstu.
Zdarza się, że słysząc jakieś słowo od mego syna kompletnie nie wiem o co
chodzi i wymieniam wszystko o co potencjalnie mogłoby mu się rozchodzić i wraz
czasami nie trafiam w sedno. Wtedy w sytuacji wielkiego nerwu należy szybko
odwrócić jego uwagę i zacząć go zagadywać lub dać coś z czego się ucieszy.
To są akurat rzeczy arcyważne i superfajne – jak dla nas.
Niestety w parze z tym czasem, czyli wieku około 2 lat, zaczyna się……….
Kurtyna!!!!!!
Bunt.
To już nie jest fajny temat i z tym już jest dosyć ciężko. Ostatnio
na każdą prośbę słyszę NIE. Po czym albo po słowie tym dzieje się co
chciałabym, żeby się działo, albo zostaje ono rzucone i konsekwentnie syn robi
sobie z mojej/naszej prośby nic. Oczywiście wtedy ma minę aniołka, a w oczach
diabliki. Po kim on taki Szogun? Matka spokojna, ojciec spokojny… ja nie wiem ;) cierpliwości jakby można było kupić na kg to ja bym wzięła na dzień dobry ze
100 kg. A nóż się przyda… Bo jak tu rozmawiać z nim, jak on UDAJE, że nie
słyszy. A przecież ja matka młoda i ambitna, chciałabym tak książkowo i zgodnie
z ZASADAMI dziecko chować, żeby mówić spokojnie, tłumaczyć i wałkować. I pewnie
kiedyś zrozumie… albo i nie. Przecież ten człowiek to taka biała kartka i teraz
przed nami stoi zadanie, aby umiejętnie tą kartkę zapisać, wpoić co trza i
ukierunkować go na właściwe tory. A to, że kiedyś spotka na swej drodze różnych
ludzi to właśnie żeby rozsądnie postępował i nawet jak te błędy ma popełniać to
do pewnych granic i żeby umiał wnioski wyciągać mądre. Taki mam plan, a jak
wyjdzie to ja nie wiem…