.post img {max-width:100% !important}

wtorek, 29 października 2013

Dęblin


Mówi się, że to miasto cudów i rowerów. Dlaczego rowerów to wiem. Ale cudów??? Nieważne. Nasze miasto. Z czym mi się kojarzy? Z Panią Loczek, która mówiła do mnie Pani Grzybek. Z pomarańczowym dużym fiatem. Mirabelkami. Działką z kominkiem. Psem Filipem z naderwanym uchem. Bejsbolem. Drzewem na którym wisiała lina do huśtania. Baziami przy wale. Małpką z zieloną buzią. Biało-czarnymi butami mojej siostry. Ze szkołą nr 5. Zawodami w bieganiu. Kasztanami spadającymi z drzew. Hałasem latających samolotów. Z Dniami Dęblina. Gabinetem mojej Mamy gdzie do dziś, jest naklejka z kucykiem, którą przykleiłam bardzo dawno temu. Z żabami. Lanym poniedziałkiem. Zjeżdżalnią zimową. Spacerami nad Wisłą. Zapachem dymu jesienią. Lodami u Krzysiami. I deserami z Ritbitu. Rowerem 10,5. Dużą górą. Pierwszą bazą. Jabłkami z przedszkola. Zabawami w klasy, chowanego i na trzepaku. Grą w gumę. Białymi myszkami. Kotem Perełką. Suszarnią w której były dyskoteki. Oranżadą gazowaną. Krzyczeniem pod oknem MAMO. Wycieczkami rowerowymi z Tatą. Czekaniem Mamy pod szkołą po Rosyjskim. Jesiennym grzybobraniem. Rozmowami z Mamą nocą. Targiem. Myszami biegającymi po regałach. Kłótniami z moją Siostrą. Talerzem niechcący wyrzuconym przez okno. Naszym psem Kacperkiem. Niedzielnym prasowaniem. Plażowaniem w Janikowie. Imprezami Rodziców. Żółtą sukienką na urodzinach u przyjaciółki. Smakiem świeżych warzyw i owoców z działki. Zabawą pod kocem latem na balkonie. Siatką z ciuszkami dla lalek Barbie. Opieką Mamy podczas choroby. Czekaniem na przyjazd Taty. Czerwonymi końcówkami włosów. Wycieczkami rodzinnymi do Kazimierza. Zupą mlekową. Ukochanymi naleśnikami z serem i żółtkiem z jajka. Koglem moglem. Pluszowym białym kotem. Kuchnią dla lalek. Szpilkami mamy. Brzoskwiniową sukienką Oli. Startą prasowalnicą co służyła jako zjeżdżalnia. Maszyną do robienia soków na zimę. Czerwonymi rolkami. Zdartym nie raz kolanem. Złamaną nogą podczas przerwy. Niebieskim płaszczem. Hagą gdzie poznałam Dominika. Spacerem podczas mroźnej zimy po którym Domi wyznał mi miłość. I mogłabym tak wymieniać. To historia. Moja. Tyle tam się wydarzyło. Tam poznałam Dominika. Stamtąd jesteśmy. Wspomnienia mam cudowne. Dzieciństwo miałam radosne, pełne niespodzianek, kolorowe. Dlatego zawsze gdy wjeżdżamy do Dęblina czuję sentyment i ciepło w sercu. Patrząc na mury mojej szkoły. Wchodząc do rodzinnego domu. Chcę żeby kiedyś Ksawi i jak Bozia da Jego rodzeństwo też mieli takie wspomnienia…

Co mnie naszło? Spędziliśmy weekend u Rodziców Naszych. Pojechaliśmy z Babciami do Stężycy zobaczyć nowy obiekt który tam powstał. Spacer w prawie ciszy, bo nieopodal rozgrywał się mecz, znajome rejony, słońce, ciepło. Tam żyje się zupełnie inaczej. Wolniej. Nie ma pogoni, korków. Człowiek jadąc „nyską”, bo tam tramwajów brak, nie czuje się jak śledź. Tam zna się wiele osób. Są oczywiście tego plusy i minusy. Ale to ma swój urok. A Babcie są zawsze szczęśliwe. Teraz nie dlatego, że MY z Miniem przyjechaliśmy, tylko bo Kawulo jest. No i dobrze. Taka kolej rzeczy. Tam się fajnie wraca. Nie ma tam kina, teatru, centrum handlowego. Po 18 nagle jest pusto na ulicach. Sklepy pozamykane. Tam się odpoczywa jak dla mnie. Tutaj w niedzielę mnóstwo ludzi jedzie do galerii handlowej bo co tu robić. W tygodniu brak czasu na cokolwiek. Więc nadrabia się w weekend. A tam w niedzielę, ludzie nie wywieszą prania na balkon bo to niedziela. Czas odpoczynku. Obiadów. Spędzania czasu razem. Leniuchowania. Nie wrócimy tam na stałe. To pewne bo tu jest nasze życie. Bo tu tworzymy nasz dom. Ale wracamy tam zawsze z chęcią.




















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło jeśli pozostawisz po sobie komentarz.