.post img {max-width:100% !important}

niedziela, 10 listopada 2013

Mix



Ciekawe, czy to przy pierwszym dziecku tak jest, że człowiek taki wystrachany i chucha i dmucha i portkami trzęsie? Czy to tak już zawsze będzie, bo dziecko to nie byle co? Pamiętam, jak pierwszy spacer miał być. Olaboga jak ja się bałam. Niby czemu? Przecież to tylko spacer. Ale dla mnie to było coś wielkiego. Czy Ksaweremu się spodoba, czy nie za długo, czy nie za zimno, a czy za gorąco i żeby tylko nie płakał, a co jak będzie, co robić, a zarazki, a obcy ludzie sioooo mi stąd. I wiele kwestii tak wygląda. Czemu? Nie wiem. Ale jak staram się, usypiam i po ciężkim dniu kładę się na kanapie w mężowych ramionach z nadzieją, że wieczór jest nasz cichy i spokojny, a tu ktoś wierci, stuka, puka, drze za przeproszeniem mordę, trzaska drzwiami, idzie wyrzucić butelki szklane do pojemnika, bo niby taki EKO po 22:00 to przepraszam, ale szlag mnie trafia! Sąsiedzi! Litości! Chociaż może ja też taka byłam? Może zanim na świecie był ON nie zwracałam na to uwagi i ktoś taki jak ja, po dniu takim jak mój też myślał czy mówił BŁAGAM CICHO. I to nie jest tak, że my wychowujemy w ciszy. Bo jakoś dzisiaj w Castoramie Królewicz spał w najlepsze, aż w końcu wstał sobie tak o, bo już chciał. Ale ja też nie lubię jak mi ktoś napierdziela czym popadnie nad uchem gdy śnię sobie. No dobra. Ludzie niektórzy tak nie lubią. Bo mi, to mógłby czołg strzelać nad głową, a ja bym dalej spała. Tylko jeśli chcę mieć ciszę, to muszę na pustynie albo do lasu się wyprowadzić. A z racji tego, że bałabym się, to nie pozostaje mi nic innego jak sobie ponarzekać.

Weekend fajny. Serio, serio. Mega zakupowo-inspiracyjnie. Booooo… jesteśmy na etapie zaciskania kciukasów. Czemu? Bo staramy się o kredyt (ehhhhh) na nowe, większe mieszkanko. A skoro tak, to żeby nie było na łapu capu później, to jeździmy i patrzymy i pytamy. O meble, panele, żyrandole, lampy, lodówki, pralki, okapy, płyty, etc. I szukamy ciekawych rozwiązań. Chociaż w sumie mamy w głowie wiele. Ale to nie teraz. Więc…. Jeździliśmy sobie w sobotę wpierw do Tesco po ciucha dla Ksawiego i zabawkę. Zakupy udane: zabawka „szczeniaczek-uczniaczek” kupiona i rewelacyjne, mięciutkie i elastyczne ogrodniczki wraz z bluzeczką dla Niunia. Przy okazji krótkie spotkanie ze znajomymi. Potem spacerrrrrro w ząbkowskim lesie i dalej. Leroy merlin i świat dziecka. A dzisiaj od rana Castorama, Saturn, Black Red White. Jakieś pojęcie mamy. Ale co najfajniejsze? Ksawcio przepada wprost za takimi wojażami. Bo gdy pora snu, to jesteśmy w samochodzie lub na spacerze, czyli dzieć wyspany, a jak czuwanie to tyyyyyle się dzieje. Ludzie, światła, nowe otoczenie, ulubione zabawki w pobliżu. Ahhhh żyć nie umierać. Co mnie cieszy, bo ja, nowoczesna powiedzmy kura domowa, uznaję takie spędzanie czasu za ROZRYWKĘ. O Matyldo! Szczyt szczytów. A jeszcze po dzisiejszych zakupach Mężny Minio zabrał nas na obiad do knajpy i pojedliśmy pyszności. Więc weekend, który nadal trwa uznaję za bardzo fajny.

Gdzie się najfajniej spędza czas? Na podłodze. Tak po prostu. Bez mat, koców i kołder. Czemu? Bo się ślizga. Wystarczy ręczyny wyprostować i do tyłu. Na krzyż i w bok. Albo turlanko – chociaż w tym wypadku MY przewrażliwieni rodzice mamy duszę na ramieniu, że za mocno fiknie i łepetynka będzie boleć. Co by kolorowo nie było to niestety Ksaw się zbuntował i toleruje tylko mnie i moje piersi… i cieszę się, cieszę, ale…. Ale…. Ale trochę się czuję źle z tym. Bo Tatuś ładnie już dawał butlę. Obiadki też pięknie jedzone były. A tu butla od dłuższego czasu EWENTUALNIE po cysiach, a obiadki od trzech dni zupełnie fuuuuuj. Mam nadzieję, że to tylko chwilowy bunt i mój Synio szybko zrozumie, że zarówno mlesio z butli jak i słoiczkowe obiadki są deliszys i będzie wcinał jak zły! 



















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło jeśli pozostawisz po sobie komentarz.