Jęczy. Stęka. Piszczy. Płacze. Krzyczy. Śmieje się.
Wygłupia. Zaczepia. Jęczy. Stęka… I tak
w kółko. Nie to, że narzekam. Nieeee… skąd???? Ja tylko piszę sobie o
tym. Bo jak jeden dzień to szkoda. A jak drugi to myślenie czemu. A jak trzeci
to już głowa boli. A jak czwarty to już sił brak. Nikt nie mówił, że będzie
łatwo. Ba! Ja wiedziałam, że nie będzie. Bo niby dlaczego każdy mówił „dziecko?
Ojjjj będzie ciężko na początku”. I czasami jest. Czasami nawet bardzo. Ale co
z tego? Wyśpię się jak to mówią po śmierci. Bo co to jest wstawać co godzinę?
Hyh przy dobrych wiatrach czasami. Wstanę, przytulę, nakarmię i śpię. Tylko
gdyby tak za pomocą jakiejś czarodziejskiej różdżki moje dziecko mogło mi
powiedzieć „Mamusiu płaczę bo….”. No właśnie, bo co? Bo boli brzuszek, bo
dziąsełka swędzą, bo kupki zrobić nie mogę, bo głodny, bo zimno, bo nudno, bo
za dużo…. A nie powie. Nie teraz. Jeszcze. A szkoda…. Bo gdy płacze i przytulę
to duma. Lecz gdy płacze i przytulę i nadal płacze to już gorzej. Bo wydawałoby
się, że wszystko gra, a jednak nie… To minie. Za jakiś czas przyjdzie i powie
co mu nie pasuje. Pewnie jeszcze kiedyś sobie pomyślę „dziecko zamilcz chociaż
na chwilkę”. Ale teraz chciałabym wiedzieć. Żeby pomóc. Ale umówmy się, to nie
to, że tak ciągle płacze i końca nie widać. Bo w zeszłym tygodniu chyba były ze
trzy dni pod rząd takie, co to nie wiedziałam czy mi kto w lesie dziecko
podmienił? Bo ładnie się zajął sobą, zakwilił tylko troszkę, bo jeść chciał i
zjadał ładnie i dalej się bawił, albo sobie spał. A ja zdziwko…. Taaaa…. No cóż
są dni lepsze i gorsze. I nie ma co się czarować. I takie będą pewnie jeszcze
dłuuuuugi czas.
W sumie to pikuś. Bo ostatnio chwile grozy przeżyliśmy i
ryczałam jak głupia. Od początku… Skoro płacze i się budzi to boli. To jak boli,
to pomyśleli my, że damy mu coś przeciwbólowego, może pomoże. A mamy taki płyn
co to w razie czego przed szczepieniem kupiliśmy, ale nie używaliśmy. Nakapałam
na łyżeczkę ile trzeba i do pysia. Ksawi jakiś grymas na twarzy, a tatuś
spróbował jaki smak. Taki gorzko-kwaśny…. A tu nagle Ksaw czerwony i oddechu
złapać nie mógł!!! No to Domi szybko w pion i wyklepał co zaległo. Pewnie nie w
tą dziurkę poleciało. To ja jak to ja w ryk i od razu do serducha musiałam
utulić… Mój Malutek… Myślałam, że oszaleję. Głupota niby. On od razu po tym
zacieszał. Ale jak sobie pomyślałam, że JEMU miałaby się jakakolwiek krzywda
kiedykolwiek stać…. Koszmar. Serce mi się rozpadło przy takiej chwili…. Jakie
to uczucia jeszcze we mnie są? Sama nie wiem. Byleby jak najmniej takich
sytuacji, bo będę mieć jeszcze więcej siwych włosów niż mam.
Ku pamięci, rozszerzanie dietki idzie nam póki co całkiem
nieźle. Marchewa, dynia, brokuł, groszek. A wszystko to też z ziemniakiem.
Pyszota! Tylko groszek chyba jeszcze nie bardzo. Poczekamy. Na razie chcę podawać
w tym tygodniu na zmianę, a potem dodam szpinak. No i w kolejnym tygodniu
spróbujemy owocki. Na podwieczorek. Tylko muszę znaleźć firmę, gdzie bez cukru
są owoce, bo to zbrodnia w biały dzień, żeby w niemowlaki pakować cukier!!! Tym
producentom swoją drogą to się za przeproszeniem w dupach poprzewracało żeby
dodawać go do deserków. Wiem, wiem… deser to słodki, ale owocki same w sobie
mają słodycz. Zresztą dudnią wszędzie, że otyłość, że dzieci coraz grubsze, że
zła dieta. To niech u źródła rozwiązują problem, a nie. Bo ja na łatwiznę idę?
Bo słoiczki podaję? A no podaję. Bo nie mam sprawdzonego Pana Józia co mi
sprzeda dobre warzywka i owocki ze swojego pola. Co to pójdę na bazarek i
dostanę pyszne jabłuszko nie prsykane i marcheweczkę dla Ksawulka bez chemii. A
jak nie ma, to lepiej słoik, tak mówią. Bo tam jakoś kontrolują skąd są te
dobroci. Tylko czemu tego cukru nie kontrolują? Hmmmm… już sama nie wiem. Muszę
znaleźć może jakie źródełko dorodnych owocków i warzyw. No tak, tylko teraz
jesienią to z pewnością będę miała w czym wybierać… a zimą? Pffff to już w
ogóle. Nic to. Pożyjemy, zobaczymy.
A tak w ogóle to mnie "natchło"... kilka wspomnień....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi bardzo miło jeśli pozostawisz po sobie komentarz.